Znowu do Was przychodzę z powieścią graficzną. O której znowu nie zamierzałam pisać. Ale która okazała się fantastyczną lekturą. Czyli z Kronikami jerozolimskimi rysownika kanadyjskiego pochodzenia, Guya Delisle'a (protip do wymowy Guy Delisle - [gij delil] z akcentem na ostatnią sylabę). Zapraszam.
Guy Delisle przyjechał do Jerozolimy, gdy jego żona dostała roczny kontrakt jako administratorka w organizacji Lekarze bez granic. Towarzyszyli im syn i córka. Zamieszkali w dzielnicy arabskiej, a autor większość czasu spędzał opiekując się dziećmi i rysując.
Tym, co w Kronikach jerozolimskich zachwyca najbardziej jest postać samego autora. Gdybym miała określić go jakimiś dwoma terminami to byłyby: "człowiek-przypał" oraz "ciepłe kluchy". Perypetie autora są przezabawne. Wystarczy wspomnieć scenę, gdy w drodze na zwiedzanie znalazł na pustyni małego żółwia. Zachwyciwszy się perspektywą podarowania go dzieciom, postanowił zabrać go ze sobą. Ale w międzyczasie musiał dokończyć wycieczkę, zbudował więc wieżę z płaskich kamieni, oznaczając to miejsce. Potem odnalazł je, lecz żółwia już oczywiście dawno nie było w pobliżu.
Guya Delisle'a charakteryzuje olbrzymia dawka autoironii, ale też szczerości w opisywaniu samego siebie . Autor stawia siebie w roli na poły smutnego klauna relacjonującego komiczne przypadki swojego życia. Jest jednak jeszcze coś, co w moich oczach czyni ten typ narracji najwłaściwszym. Otóż autor wielokrotnie popisuje się skrajną ignorancją i/lub brakiem wyczucia. Ale zamiast tuszować to, usiłować wbudować we własną wizję świata, nie uwzględniając własnej głupoty, czy beznamiętnie to relacjonować, udając, że to coś normalnego, autor staje przed nami i mówi: "LOL, popatrzcie, zachowałem się jak kretyn, to nawet zabawne". A ja, mając silną alergię na ignorancję, kupuję to. I śmieję się razem z Delisle'em. Mniej lub bardziej humorystyczne scenki doskonale sprawdzają się w krótkich, parustronicowych rozdziałach, tak że od całości nie sposób się oderwać.
Ten typ narracji idealnie zresztą wpasowuje się w temat powieści graficznej, czyli pełen (przerażającego często) absurdu portret Izraela i Palestyny. Dopiero lektura Kronik Jerozolimskich uświadomiła mi, jak mgliste i po prostu mylne miałam wyobrażenie na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego wyniesione z mediów, lekcji historii (było coś tam) i tekstów kultury. Nawet tych dotyczących regionu. Jeśli chcecie poznać współczesne problemy nękające Izrael i dowiedzieć się, dlaczego przeniesienie ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy jest tak koszmarnym pomysłem, to nie czytajcie Opowieści o miłości i mroku Oza, tylko właśnie Kroniki Jerozolimskie. Autor nie tworzy typowego reportażu, nie dokonuje analizy. Po prostu żyje i obserwuje, nie ulegając lokalnym podziałom na tle narodowym i religijnym. I to, pomimo niewielkiego obeznania autora z niuansami tej sytuacji, naprawdę działa. Zwłaszcza, gdy beznamiętnie przedstawia dyskryminację Palestyńczyków i to, jak stali się obywatelami drugiej kategorii.
Uwagę zwraca też to, jak o autor wypowiada się o sposobie, w jaki Europejczycy odnoszą się do tego konfliktu. I nie chodzi tu o turystów. Zauważa powodowaną jakimiś źle rozumianymi wyrzutami sumienia niechęć do negatywnego ukazywania Izraelczyków, działającą na niekorzyść Palestyńczyków. Dochodzi do tego, że dziennikarze izraelscy krytykują działania rządu w stopniu niewyobrażalnym dla ich kolegów z Europy. Delisle zwraca też uwagę na traktowanie, jakiego zaangażowani w niesienie pomocy "biali Europejczycy" doznają na przykład na europejskich lotniskach (w przypadku autora problem stanowiło jego miejsce zamieszkania i żona pracująca w strefie Gazy).
Kroniki jerozolimskie to rzecz naprawdę warta poznania. Z jednej strony opowiadają o zabawnym zderzeniu z tyglem kulturowym, jakim jest Jerozolima i Izrael, z drugiej ukazują, jak przerażające są efekty tamtejszych konfliktów na tle narodowym i religijnym. Ciekawa, wciągająca i świetnie wykonana (doceniam połączenie realistycznych pejzaży i uproszczonych ludzkich sylwetek oraz oszczędne operowanie kolorem) pozycja. Polecam.
Marta
PS. Nie sprawdzajcie ceny okładkowej, tylko od razu idźcie do biblioteki.
Tym, co w Kronikach jerozolimskich zachwyca najbardziej jest postać samego autora. Gdybym miała określić go jakimiś dwoma terminami to byłyby: "człowiek-przypał" oraz "ciepłe kluchy". Perypetie autora są przezabawne. Wystarczy wspomnieć scenę, gdy w drodze na zwiedzanie znalazł na pustyni małego żółwia. Zachwyciwszy się perspektywą podarowania go dzieciom, postanowił zabrać go ze sobą. Ale w międzyczasie musiał dokończyć wycieczkę, zbudował więc wieżę z płaskich kamieni, oznaczając to miejsce. Potem odnalazł je, lecz żółwia już oczywiście dawno nie było w pobliżu.
Guya Delisle'a charakteryzuje olbrzymia dawka autoironii, ale też szczerości w opisywaniu samego siebie . Autor stawia siebie w roli na poły smutnego klauna relacjonującego komiczne przypadki swojego życia. Jest jednak jeszcze coś, co w moich oczach czyni ten typ narracji najwłaściwszym. Otóż autor wielokrotnie popisuje się skrajną ignorancją i/lub brakiem wyczucia. Ale zamiast tuszować to, usiłować wbudować we własną wizję świata, nie uwzględniając własnej głupoty, czy beznamiętnie to relacjonować, udając, że to coś normalnego, autor staje przed nami i mówi: "LOL, popatrzcie, zachowałem się jak kretyn, to nawet zabawne". A ja, mając silną alergię na ignorancję, kupuję to. I śmieję się razem z Delisle'em. Mniej lub bardziej humorystyczne scenki doskonale sprawdzają się w krótkich, parustronicowych rozdziałach, tak że od całości nie sposób się oderwać.
fragment komiksu; źródło: alejakomiksu.com (ale ogółem zakładam, że ilustracja pochodzi z materiałów prasowych wydawnictwa) |
Ten typ narracji idealnie zresztą wpasowuje się w temat powieści graficznej, czyli pełen (przerażającego często) absurdu portret Izraela i Palestyny. Dopiero lektura Kronik Jerozolimskich uświadomiła mi, jak mgliste i po prostu mylne miałam wyobrażenie na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego wyniesione z mediów, lekcji historii (było coś tam) i tekstów kultury. Nawet tych dotyczących regionu. Jeśli chcecie poznać współczesne problemy nękające Izrael i dowiedzieć się, dlaczego przeniesienie ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy jest tak koszmarnym pomysłem, to nie czytajcie Opowieści o miłości i mroku Oza, tylko właśnie Kroniki Jerozolimskie. Autor nie tworzy typowego reportażu, nie dokonuje analizy. Po prostu żyje i obserwuje, nie ulegając lokalnym podziałom na tle narodowym i religijnym. I to, pomimo niewielkiego obeznania autora z niuansami tej sytuacji, naprawdę działa. Zwłaszcza, gdy beznamiętnie przedstawia dyskryminację Palestyńczyków i to, jak stali się obywatelami drugiej kategorii.
Uwagę zwraca też to, jak o autor wypowiada się o sposobie, w jaki Europejczycy odnoszą się do tego konfliktu. I nie chodzi tu o turystów. Zauważa powodowaną jakimiś źle rozumianymi wyrzutami sumienia niechęć do negatywnego ukazywania Izraelczyków, działającą na niekorzyść Palestyńczyków. Dochodzi do tego, że dziennikarze izraelscy krytykują działania rządu w stopniu niewyobrażalnym dla ich kolegów z Europy. Delisle zwraca też uwagę na traktowanie, jakiego zaangażowani w niesienie pomocy "biali Europejczycy" doznają na przykład na europejskich lotniskach (w przypadku autora problem stanowiło jego miejsce zamieszkania i żona pracująca w strefie Gazy).
Kroniki jerozolimskie to rzecz naprawdę warta poznania. Z jednej strony opowiadają o zabawnym zderzeniu z tyglem kulturowym, jakim jest Jerozolima i Izrael, z drugiej ukazują, jak przerażające są efekty tamtejszych konfliktów na tle narodowym i religijnym. Ciekawa, wciągająca i świetnie wykonana (doceniam połączenie realistycznych pejzaży i uproszczonych ludzkich sylwetek oraz oszczędne operowanie kolorem) pozycja. Polecam.
Marta
PS. Nie sprawdzajcie ceny okładkowej, tylko od razu idźcie do biblioteki.
Autor: Guy Delisle
Kolor: Lucie Firoud + Guy Delisle
Tytuł: "Kroniki Jerozolimskie"
Oryg. tytuł: "Chroniques de Jérusalem"
Wydanie: Kultura Gniewu, Warszawa 2016
Tłumaczenie: Katarzyna Koła
Stron: 336
Rok I wydania: 2011 (PL - 2014)