poniedziałek, 15 stycznia 2018

O życiu | "Małe życie" Hanyi Yanagihary

Fragment okładki; kolaż różnych zdjęć Nowego Jorku wpisany w zarys głowy młodego mężczyzny


Tym razem będzie to recenzja nietypowa, gdyż Małe życie skończyłam czytać w listopadzie zeszłego roku. Nie była to lektura wybitna, ale na pewno intrygująca. Na tyle intrygująca, że chyba nigdy nie przetrawiłam jej do końca. Skrótowy (i dosyć pobieżny) zapis moich odczuć znajdziecie tutaj. Nie zadowala on mnie, a co więcej: mocno nie zgadzam się z niektórymi moimi spostrzeżeniami sprzed roku. I mam potrzebę ich sprostowania. Zapraszam.

(W tym miejscu pragnę podziękować Ytr0001 z Transu Książkowego oraz Magdzie ze Skrytki na kulturę za niezwykle rozkminogenne teksty o Małym życiu. To one były moją inspiracją).

Zacznijmy od początku: Nowy Jork, czwórka przyjaciół. J.B. - homoseksualny malarz z dobrymi perspektywami. Malcolm - architekt, który nie wie, co chce zrobić ze swoim życiem. Willem - aspirujący aktor, który na razie dorabia w restauracji. Oraz Jude - wrażliwy początkujący prawnik, najbardziej z całej czwórki zamknięty w sobie. Pierwsze sto stron to drobiazgowy opis ich codziennego życia oraz problemów. Potem wszystko się zmienia. To Jude i jego życie zaczyna angażować większość naszej uwagi, jego przyjaciele pozostają gdzieś w tyle.

Tutaj na chwilę się zatrzymamy. Przez dłuższy czas optowałam za tezą, że ta zmiana "tematu" powieści to kwestia złego rozplanowania. Tyle że to średnio trzyma się kupy. Małe życie jest pod innymi względami zbyt dobre, by autorka miała popełnić tak idiotyczny błąd. I, co najważniejsze, nie poprawić go, zwłaszcza w świetle faktu, iż swojej debiutanckiej powieści, Ludziom na drzewach, poświęciła kilkanaście lat. Poza tym ewolucja tematu jest niezwykle płynna i naturalna. Oraz najwyraźniej celowa.

Punktem wyjścia jest więc portret czterech przeciętnych (i cholernie uprzywilejowanych - sic!) mężczyzn, przyjaciół. Zdają się oni żyć po prostu swoim małym (i cholernie uprzywilejowanym - sic!) życiem, bez większych dramatów czy nieprawdopodobnych zdarzeń. I nagle okazuje się, że jeden z nich przeżył w przeszłości naprawdę straszne rzeczy i że nikt o tym nie wie. W tym miejscu Małe życie to powieść o "przegapionych" ludzkich tragediach. O traumach, które ofiara może starać się ignorować, ale tak naprawdę których nigdy się nie pozbędzie i które w końcu się ujawnią i zwyciężą.

Tutaj mam jednak również dwa zastrzeżenia. Po pierwsze: żal mi porzuconych historii pozostałej dwójki (bo Willem akurat otrzymuje porcję naszej uwagi). Zwłaszcza Malcolma - frustrujące jest zobaczyć, że ze swoimi problemami poradził sobie gdzieś w międzyczasie, pomiędzy jednym występem a drugim. Po drugiej: sam charakter traum Jude'a. Cocteau & Co. odwołuje się tu do estetyki queer i wedle mojej szczątkowej wiedzy taka interpretacja trzyma się kupy. Jedno jest pewne: Jude przeżywa zbyt wiele złych rzeczy, żeby mieścić się w ramach nawet najmniejszego prawdopodobieństwa. Tragedia goni tragedię, czasami wiążę się z poprzednią, a czasami ma charakter zupełnie przypadkowy. Sieroctwo, molestowanie seksualne, prostytucja dziecięca, kalectwo, toksyczny, przemocowy związek... I jeszcze kilka rzeczy. I choć same wydarzenia trącą mocną dramą, to coś sprawia, że powieść da się czytać bez zgrzytania zębów. To realizm psychologiczny. Połączenie jego oraz nieprawdopodobnie dramatycznych zdarzeń daje efekt niemal katartyczny.

Nieco inaczej rzecz się ma z realizmem emocjonalnym bohaterów. Spotkać można trochę opinii, wedle których Jude i Willem są niezwykle kobiecy, a ich orientację seksualną autorka traktuje w zbyt umowny sposób. Byłabym nawet skłonna się z tym zgodzić, gdyby nie pewne ogólne wrażenie wyniesione z lektury. To nie tak, że Yanagihara "nie umie w płcie". Ona zdaje się do pewnego stopnia świadomie ignorować ich rolę. Stąd na przykład unikanie określenia Willema jako biseksualnego. Autorka jakby chciała, abyśmy nie postrzegali ich związku przez pryzmat płci. W tym świetle ich relacja romantyczna, a potem seksualna, jawi się jako zwieńczenie przyjaźni i bliskości między dwoma osobami, na którą płeć nie ma większego wpływu. Nie rozpatrywałabym więc tego wątku pod względem ewentualnej "realistyczności", po prostu przyjęła go bez zastrzeżeń.

O czym więc jest Małe życie? Nie wiem. I nie wiem, czy można je w ogóle wpisać w jakąś spójną tematykę. Jest jednak pozycją naprawdę intrygującą oraz głośną, co według moich standardów już czyni ją wartą poznania. Dla mnie na pewno będzie stanowić ważny punkt odniesienia przy okazji innych lektur. I może kiedyś znajdę kolejne jej dno.


Marta


Autor: Hanya Yanagihara
Tytuł: "Małe życie"
Oryg. tytuł: "A Little Life"
Wydanie: W.A.B., Warszawa 2016
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Stron: 813
Rok I wydania: 2015 (PL - 2016)
Werdykt: polecam