środa, 11 kwietnia 2018

O kobietach w przyszłości | "Rok potopu" M. Atwood

Po pierwszym, średnio udanym, spotkaniu z prozą Margaret Atwood w postaci Penelopiady i późniejszych moich zachwytach nad jej twórczością sądziłam, że już wszystkie jej powieści będą dobre. Ale się rozczarowałam i trafiłam na książkę nie tyle złą, co raczej zbędną. Zapraszam.

Akcja Roku potopu rozpoczyna się mniej więcej w miejscu, gdzie rozpoczynał się Oryks i Derkacz. Jego bohaterkami są jednak dwie kobiety ocalałe z epidemii, która zniszczyła ludzkość: Ren, tancerka w klubie ze striptizem, oraz Toby, członkini sekty Bożych Ogrodników. Teraz obie wracają do przeszłości i zastanawiają się nad wyglądem nowego świata.

Rok potopu to przede wszystkim nowe, szersze spojrzenie na wydarzenia z pierwszego tomu trylogii. Dopiero ta powieść uświadamia nam, jak wąska była perspektywa Yetiego. Tym razem wkraczamy do plebsopolii i mamy szansę prześledzić genezę ideologii, która doprowadziła do stworzenia epidemii. Coś, co w pierwszym tomie wydawało się indywidualną zemstą na świecie, tutaj zostaje ukazane w dużo szerszym kontekście. Możemy spojrzeć też z oddali na samych bohaterów Oryks i Derkacza. Yeti już nie budzi sympatii, staje się żałosny, Oryks traci swą hipnotyzującą moc, a Derkacz okazuje się bardzo ludzki.

Problem z Rokiem potopu polega jednak na tym, że wydaje się dość zbędny. Poza zmianą perspektywy patrzenia i dorzuceniem paru szczegółów nie wnosi do całej historii prawie nic nowego. Historie Toby i Ren niczym nie zachwycają, a, jak pisałam już w recenzji poprzedniej części, świat wykreowany przez Atwood nie jest znowu aż tak oryginalny. To powieść świetna technicznie (im dłuższa forma, tym lepiej uwidacznia się kunszt tej autorki, co widać najlepiej na przykładzie Ślepego zabójcy), ale nic poza tym. Oryks i Derkacz zachwycił mnie ciekawie rozegranym motywem femme fatale. Tutaj... można by się doszukać podobnego "rozpracowania" irytującego motywu postaci kobiecej żyjącej wspomnieniem o mężczyźnie z przeszłości. Tyle że nie jest to tak centralny motyw jak tamten w Oryks i Derkaczu - co więcej, uwidacznia się dopiero w drugiej połowie książki - i w związku z tym zastanawiam się, czy nie jest to z mojej strony interpretowanie pod z góry założoną tezę. Jednak fakt pozostaje faktem, że brakuje tu oryginalnej problematyki. Nawet ważna rola sekty w fabule nie zmusiła Atwood do zawarcia w treści jakichś twórczych przemyśleń na ten temat.

Ogółem Rok potopu to powieść zbyt mocno zawieszona między tomem pierwszym a trzecim trylogii. Być może po lekturze całego cyklu pewne wątki nabiorą większego znaczenia, ale obecnie powieść kwalifikuję jako futurystyczne czytadło, które srogo rozczarowuje na polu interpretacyjnym. Z wszelkimi polecankami wstrzymam się jednak do czasu ukończenia ostatniego tomu, Maddaddama, po którym oczekuję pogłębienia sensu całej trylogii.


Marta


PS. Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałam tak króciutką recenzję. Pocieszam się jednak, że nigdy nie potrafiłam rozpisywać się o kolejnych tomach cyklu.


Autor: Margaret Atwood
Tytuł: "Rok potopu"
Oryg. tytuł: "The Year of the Flood"
Cykl: "Maddaddam" (tom 2/3)
Wydanie: Prószyński i S-ka, Warszawa 2017
Tłumaczenie: Marcin Michalski
Stron: 554
Rok I wydania: 2009 (PL - 2010)