niedziela, 21 lutego 2016

Elżbieta Cherezińska - GRA W KOŚCI | Zjazd gnieźnieński od kuchni

A po prawej autorska wizja Jana Matejki :)

Elżbietę Cherezińską polubiłam dzięki serii Odrodzone królestwo (recenzje tutaj) traktującej o rozbiciu dzielnicowym. Za to w zeszłe wakacje pozwoli mi ona poznać historię Brygady Świętokrzyskiej w świetnym Legionie (recenzja tutaj). Dlatego, kiedy otrzymałam okazję zapoznania się z kolejną książka tej autorki, do tego wyjątkowo chudą w porównaniu z pozostałymi, nie wahałam się ani chwili.

Gra w kości prezentuje dość subiektywną wizję Zjazdu Gnieźnieńskiego oraz jego przyczyn i skutków. Akcja rozpoczyna się wraz z wysłaniem biskupa Wojciecha na misję do Prusów. O jego dalszych losach raczej nie trzeba tu więcej pisać. Wszystkie wydarzenia obserwujemy z dwóch perspektyw: dworu cesarskiego i otoczenia Bolesława Chrobrego.

Od początku do końca lektury nie mogłam przestać porównywać jej do Odrodzonego królestwa. Bo i tematyka, i klimat pozornie podobne. Jednak po wszystkim zdałam sobie sprawę, jak w dużej mierze doświadczenia z tworzenia Gry w kości wpłynęły na jakość Korony śniegu i krwi. Ta pierwsza wygląda przy drugiej jak cherlawa kuzynka. Ale obiektywnie jest pozycja całkiem niezła.

Tutaj mamy zauważalny nacisk na politykę, odczucia bohaterów i relacje pomiędzy nimi. I choć Cherezińska porusza się w tych tematach nadzwyczaj sprawnie się w tych tematach - nie ma mowy o nudzie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, bo rozmowy toczą się płynnie i autorka ciekawie przedstawia tok myślenia postaci oraz "mentalną" podstawą historycznych wydarzeń - to momentami ogarniało mnie lekkie znużenie. Nie nuda, po prostu znużenie. Pomimo niedużej objętości, poczułam ulgę, gdy skończyłam tę książkę. Jakby poświęcono zbyt wiele miejsca rzeczom, które można było przedstawić na kilku stronach. I winą nie jest raczej "poszatkowanie" akcji na fragmenty rozgrywające się co parę miesięcy, ponieważ na dynamizm w prozie Cherezińskiej narzekać nie można.

Od strony czysto historycznej wypowiadać się nie będę. W Internecie znajdzie się trochę opinii, które punktują tezy profesora Przemysława Urbańczyka (na których opiera się fabuła i który był oficjalnym konsultantem) jako szkodliwe interpretacje itd. Nie odniosę się do tego, bo zwyczajnie nie znam się na tym okresie. Nie interesuję się ani nic. Wiem jednak, że otrzymałam powieść realistyczną od strony psychologicznej, z logicznymi związkami przyczynowo-skutkowymi. Nic mnie nie zbulwersowało, więc nawet ciężko mi stwierdzić, co takiego uznane zostało za "szkodliwe".

Poza wszystkimi wątkami i motywami oczywistymi w książce o ówczesnych czasach, zainteresował mnie ten ukazujący religijność w tamtych czasach. Różnice pomiędzy postrzeganiem wiary w Cesarstwie oraz w kraju Piastów i zaskakujące podobieństwa. Zwraca się na to uwagę już na okładce. Jednocześnie w świetle ostatnich bardzo rozśmieszyła mnie propozycja Bolesława, by kanonizować jego ojca. Ciekawe, czy Cherezińska, pisząc Grę w kości już kilka lat temu, spodziewała się obecnego shit stormu.

Jeśli coś do tej chwili mi "nie leży", to sam rys psychologiczny Bolesława i Ottona, a konkretnie zobrazowanie ich "wielkości". Bo nie można zaprzeczyć, że dobrymi władcami byli, ale jak to skutecznie uargumentować w powieści? Nie wiem. Najbardziej denerwował mnie ich wzajemny stosunek do siebie. Sprawa trudna do przedstawienia, gdyż my z "Niemcami" nie lubiliśmy się od zawsze i co zrobić z zachwytem cesarza wobec księcia jeszcze na wpół pogańskiego kraju? Ich wzajemna fascynacja (bez podtekstów proszę!) to chyba najsłabszy element książki.

Podsumowując. Gra w kości to książka niezła. Porządna od strony historycznej, a i w pozostałych kwestiach nie robi negatywnego wrażenia. Nie wzbudziła we mnie jednak niestety żadnych wyższych emocji. Polecam, ale wpierw radzę zapoznać się z pozostałą twórczością autorki. Nie zawiedziecie się.

Marre

Autor: Elżbieta Cherezińska
Tytuł: "Gra w kości"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Stron: 398
I wydanie: 2010
Gatunek: powieść historyczna
Ocena: 6/10