czwartek, 10 sierpnia 2017

Terry Pratchett + Stephen Baxter "Długi kosmos" | To dokąd żeśmy zawędrowali?

alternatywna historia, równoległe wszechświaty, science fiction, ziemniak

Jeśli chcecie zrozumieć mój skomplikowany do Długiej Ziemi, to przeczytajcie najpierw recenzję tomu pierwszego, a potem zbiorczą trzech kolejnych. (Z góry zaznaczam, że choć znajdziecie w nich spoilery (w tej również), to absolutnie nie zubożają one lektury książek. Ten cykl tak ma). Mimo moich mieszanych odczuć od początku wiedziałam, że dokończę tę serię. I dokończyłam. Oto przed Państwem Długi kosmos.


Rok 2070. Minęło prawie sześćdziesiąt lat od Dnia Przekroczenia i niecałe dwadzieścia od zakończenia akcji poprzedniego tomu. Joshua jest już stary, ale mimo to decyduje się wyruszyć na jeszcze jedną samotną wyprawę. Tymczasem radioastronomowie ze Szczeliny odbierają niezwykłą wiadomość z Kosmosu:

DOŁĄCZCIE DO NAS

Wkrótce okazuje się, że otrzymały ją również inne inteligentne stworzenia zamieszkujące Długą Ziemię, a te trzy słowa stanowią wyłącznie wierzchołek góry lodowej i początek koordynatów budowy... no właśnie czego? Poszczególne rasy muszą się zjednoczyć, aby wspólnie wkroczyć na nową drogę rozwoju.


Napięcie donikąd

Duży problem w przypadku tego tomu sprawiła mi sama konstrukcja powieści. Już wcześniej narzekałam, iż książki z tego cyklu zdają się składać z długaśnego wprowadzenia, w wyjątkowo rozwlekły sposób budującego napięcia i właściwej części przypadającej na ostatnie sto stron. Tutaj jest nie inaczej. Tyle że o ile większość wątków splata się ze sobą w jasny sposób w finale, to jeden się wyłamuje.

A jest to wątek Joshuy. Jego wyprawa zdaje się absolutnie zbędna. Co więcej, mam wrażenie, iż autorom został po poprzednich częściach jeden ciekawy świat z gigantycznymi drzewami i nie chcąc go zmarnować, wepchnęli go na chama do ostatniego tomu. Jego wpływ na główny wątek jest znikomy, a stanowi naprawdę sporą dygresję. Właściwie daje nam tylko pogodzenie się Joshui z Rodem i postać Sancha, który, choć kochany, mógł zostać zastąpiony przez każdego innego trolla.

Wreszcie: tu nie chodzi tylko o strukturę powieści, ale całego cyklu, którego Długi kosmos stanowi zamknięcie. I pod tym względem powieść rozczarowuje. Owszem, domyka wszystkie pomniejsze wątki prywatne naszych bohaterów i skupia ich w jednym miejscu, na jednej misji (tych, którzy nie umarli po drodze, he he). Jednak Długa Ziemia jest przecież cyklem przede wszystkim o eksploracji i od tej powieści oczekiwałam mocnego zamknięcia pewnej epoki w historii Długiej Ziemi. Tymczasem ono mocno się rozlało: całą powieść czekamy na pierwszy skok prostopadły, zbieramy drużynę, która w rezultacie robi kilka takich skoków, odwiedza kilka prostopadłych światów i wraca. Tym samym zakończenie prezentuje się jak we wcześniejszych tomach i nie byłoby problemu, żeby dopisać kolejne pięć. Borze zielony, broń.


Koncepcja

O ile eksploracja świata jest rzeczą, za którą pokochałam Długą Ziemię, w przypadku Długiego kosmosu nie przekonuje mnie jej kierunek i sama koncepcja przekraczania prostopadłego. Wynika to z tego, iż wszystkie elementy fantastyczne w serii wynikały bezpośrednio z możliwości przekraczania. Tymczasem przekraczanie prostopadłe, zasygnalizowane już w Długiej utopii, wydaje się być pomysłem doklejonym do podstawowego i wypada zwyczajnie sztucznie.

Wspomniany wątek wyprawy Joshui, choć nie pasujący do całości, daje nam ostatni raz zakosztować klimatu tych bardziej "odkrywczych" tomów, jak Długa Ziemia i Długi Mars. Czyli daje najlepsze, co może zaoferować cykl. Bo nie oszukujmy się: choć akcja za sprawą krótkich, dobrze rozplanowanych rozdziałów jest dość dynamiczna, to jedyną naprawdę dobrą (a nawet wybitną) rzeczą, jaką odnajdziemy na Długiej Ziemi jest właśnie świat przedstawiony. Mimo że bohaterowie w kolejnych tomach stawali się coraz mniej interesujący, a wydarzenia coraz mniej absorbujące i zapadające w pamięć, to eksperyment myślowy Pratchetta i Baxtera przetrzymał wszystko. I sprawił, że będę wspominać ten cykl z dużą dozą sentymentu. Choć i pewnym żalem. Polecam go wyłącznie tym geekom, którym wystarczy ciekawe uniwersum. I żegnam się z ukłonem.


Marre


Autor: Terry Pratchett + Stephen Baxter
Tytuł: "Długi kosmos"
Oryg. tytuł: "The Long Cosmos"
Cykl: "Długa Ziemia" (tom 5/5)
Wydanie: Prószyński i S-ka, Warszawa 2017
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 397
Rok I wydania: 2016 (PL - 2017)
Gatunek: science fiction
Werdykt: polecam - nie polecam