Bałam się nieco tej powieści, ale równocześnie cieszyłam się, że mam pretekst ją przeczytać. I choć już wczoraj (wczoraj względem daty pisania recenzji, a nie publikacji) u Qubusia pisałam, iż mam silne wrażenie, że jej pod wieloma względami nie zrozumiałam, to moja potrzeba pisania i emocje po lekturze są zbyt silne. Niech ta recenzja będzie moją prywatną próbą uchwycenia i uporządkowania moich odczuć oraz przemyśleń. Zapraszam Was do Pietna.
Pietno, osada położona na północny zachód od Nowej Rudy, nad Marcowskim Potokiem. Pierwsze wzmianki pochodzą z 1743 roku (jako Einsiedler). Ludność (...) w 1933 - 92, po wojnie w 1947 - 39. W 1840 roku znajdowało się tam 21 domów, a właścicielem był hrabia von Goetzen. W dolnej części potoku powstał młyn wodny. Po 1945 roku osada częściowo wyludniła się. Wieś jest położona w głębokiej, malowniczej dolinie. Znana ze szczególnego usytuowania, które sprawia, że w okresie zimowym nie dochodzą do niej bezpośrednio promienie słoneczne. [s. 48]
Niech tytuł będzie kluczem do interpretacji. Dom: budynek, w którym mieszkamy, z którym związane jest nasze codzienne życie. Ale też jego okolica, miejscowość, w której leży i otaczająca go kraina. Mała ojczyzna. Dzień i noc. Dualizm wpisany w naszą rzeczywistość, dwa przeciwieństwa, płynnie przechodzące jedno w drugie. Nieskończoność symboliki przypisywanej im od początków ludzkości. Ale też cykliczność, nieubłagany upływ czasu: dzień, noc, dzień, noc. A co za tym idzie: niespieszne przemijanie. Niby dzień i noc powracają, ale my obserwujemy każdy cykl coraz starsi. Wreszcie: dzień jako jawa i realizm, a noc jako sen i oniryzm.
Te symbole i skojarzenia towarzyszyć nam będą przez całą lekturę. Dom dzienny, dom nocny składa się z wielu krótkich rozdzialików czy też epizodów (bardziej pasuje mi ten drugi termin). Niektóre, dłuższe, stanowią zamknięte całości. Niektóre budują kilkunastoczęściowe wątki, które równie dobrze mogą przewijać się przez kilkadziesiąt stron, co przez całą powieść. Daje to możliwość analizy oraz lektury na wielu poziomach - to od nas zależy, na czym się skupimy. Od początku jednak czuć, że Dom dzienny, dom nocny nie jest wyłącznie awangardowym zlepkiem urywków, ale raczej trójwymiarowym patchworkiem, o którym to do pewnego stopnia czytelnik decyduje, jak go zszyć.
Jeśli miałabym proponować Wam jakiś trop analizy, to byłby to trop społeczno-historyczny. Pietno oraz jego okolice są bowiem położone na ziemiach odzyskanych. Historia tamtejszej społeczności zaczyna się dopiero po wojnie i ten brak korzeni oraz widmo poprzednich mieszkańców są mocno zaznaczone w powieści. To również opowieść o małej, odseparowanej od świata wiosce. Tokarczuk uniknęła jednak na szczęście jakiejś jednoznacznej narracji. Łączy naturalizm z realizmem magicznym, co jest ostatnio u nas modne, ale robi to w różnorodny sposób i ukazując za ich pomocą różnorodne problemy. Widać to zwłaszcza w epizodach poświęconych poszczególnym mieszkańcom Pietna. Szara rzeczywistość PRL-u (którego klimat w takim miejscu zdaje się rozciągać jeszcze na lata 90.) łączy się z podświadomymi ludzkimi lękami oraz pragnieniami.
Tworzy to całość po prostu piękną. Właśnie ten przymiotnik przychodził mi do głowy w czasie lektury. Piękna jest misterna, ale swobodna struktura Domu dziennego, domu nocnego. Piękne jest połączenie prostego języka z poetycką frazą. Nieważne, czy Tokarczuk opisuje czyjąś historię, filozoficzne dywagacje czy codzienne rozmowy (które, na co warto zwrócić uwagę, zapisane są nietypowo, bo w cudzysłowach. Jakby nie należały do powieści bezpośrednio, jakby autorka tylko je cytowała). Wszystko to cechuje jakaś delikatność, kruchość ulotnych chwil. Klasyczne piękno.
Nie wiem, czy zrozumieliście cokolwiek z moich wywodów. Nie zdziwiłabym się, gdyby nic. Ale jedno musicie zrozumieć: Dom dzienny, dom nocny trzeba przeczytać.
Marre
Te symbole i skojarzenia towarzyszyć nam będą przez całą lekturę. Dom dzienny, dom nocny składa się z wielu krótkich rozdzialików czy też epizodów (bardziej pasuje mi ten drugi termin). Niektóre, dłuższe, stanowią zamknięte całości. Niektóre budują kilkunastoczęściowe wątki, które równie dobrze mogą przewijać się przez kilkadziesiąt stron, co przez całą powieść. Daje to możliwość analizy oraz lektury na wielu poziomach - to od nas zależy, na czym się skupimy. Od początku jednak czuć, że Dom dzienny, dom nocny nie jest wyłącznie awangardowym zlepkiem urywków, ale raczej trójwymiarowym patchworkiem, o którym to do pewnego stopnia czytelnik decyduje, jak go zszyć.
Jeśli miałabym proponować Wam jakiś trop analizy, to byłby to trop społeczno-historyczny. Pietno oraz jego okolice są bowiem położone na ziemiach odzyskanych. Historia tamtejszej społeczności zaczyna się dopiero po wojnie i ten brak korzeni oraz widmo poprzednich mieszkańców są mocno zaznaczone w powieści. To również opowieść o małej, odseparowanej od świata wiosce. Tokarczuk uniknęła jednak na szczęście jakiejś jednoznacznej narracji. Łączy naturalizm z realizmem magicznym, co jest ostatnio u nas modne, ale robi to w różnorodny sposób i ukazując za ich pomocą różnorodne problemy. Widać to zwłaszcza w epizodach poświęconych poszczególnym mieszkańcom Pietna. Szara rzeczywistość PRL-u (którego klimat w takim miejscu zdaje się rozciągać jeszcze na lata 90.) łączy się z podświadomymi ludzkimi lękami oraz pragnieniami.
Tworzy to całość po prostu piękną. Właśnie ten przymiotnik przychodził mi do głowy w czasie lektury. Piękna jest misterna, ale swobodna struktura Domu dziennego, domu nocnego. Piękne jest połączenie prostego języka z poetycką frazą. Nieważne, czy Tokarczuk opisuje czyjąś historię, filozoficzne dywagacje czy codzienne rozmowy (które, na co warto zwrócić uwagę, zapisane są nietypowo, bo w cudzysłowach. Jakby nie należały do powieści bezpośrednio, jakby autorka tylko je cytowała). Wszystko to cechuje jakaś delikatność, kruchość ulotnych chwil. Klasyczne piękno.
Nie wiem, czy zrozumieliście cokolwiek z moich wywodów. Nie zdziwiłabym się, gdyby nic. Ale jedno musicie zrozumieć: Dom dzienny, dom nocny trzeba przeczytać.
Marre
Autor: Olga Tokarczuk
Tytuł: "Dom dzienny, dom nocny"
Wydanie: Ruta, 1999
Stron: 277
Rok I wydania: 1998
Gatunek: literatura współczesna
Werdykt: polecam