piątek, 7 marca 2014

[11] Dmitry Glukhovsky - METRO 2033

Autor: Dmitry Glukhovsky
Tytuł: "Metro 2033"
Oryg. tytuł: "Метро 2033"
Część 1. serii
Wydawnictwo: Insignis
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Rok wydania: 2005 (PL - 2010)
Stron: 591
Gatunek: science fiction, horror, przygodowe
Ocena: 7,5/10







Jest rok 2033. Wiele lat temu skończyła się trzecia wojna światowa. Po bombardowaniu Rosji bronią nuklearną i biologiczną ocalała część ludności Moskwy przeniosła się do metra, podczas budowy przystosowanego do funkcji schronu. Ludzie mieszkają w osobnych kraikach, podzielonych według stacji, które walczą ze sobą i zawierają sojusze jak kiedyś. Ponura egzystencja przerywana jest tylko atakami zmutowanych nowych mieszkańców powierzchni oraz tych, którzy od zawsze ukrywali się w czeluściach Ziemi...

Artem mieszka na najbardziej wysuniętej na północ zamieszkałej stacji - WOGN-ie. Życie tam jest względnie bezpieczne, póki z tuneli stacji Ogród Botaniczny nie zaczną wyłaniać się tajemniczy, budzący przerażenie Czarni. Pomimo starań mieszkańców, stwory ciągle powracają i, jeśli nie zniszczy się ich macierzy, mogą stanowić zagrożenie dla całego metra. Chłopak musi dotrzeć do wspaniałego Polis, by poinformować tamtejszych przywódców o problemy i prosić o pomoc. Przejdzie przez pół metra i przeżyje wiele przygód, ale czy zdąży?...

"Metra 2033" szukałam już od dawna, słysząc zewsząd bardzo pozytywne opinie. Że to fenomen ostatnich lat i ogólnie coś niesamowitego. I mam mieszane uczucia.

Od początku bardzo podobały mi się opisy. Chapeau bas przed autorem. Wyobraźnia jego nie zna granic. Tyle pomysłów skumulowanych w jedną powieść... Wow! Opisy również niezwykle sugestywne, przynajmniej na początku, bo w środku trochę siadły, by na koniec wrócić ze zdwojoną siłą. Nie można było zaserwować nic lepszego na początek niż te historie przy ognisku w pierwszym rozdziale. Od razu dawały pełne wyobrażenie o warunkach panujących w metrze i mogliśmy poczuć przedsmak rozmachu, z jakim stworzono tę opowieść. Jednocześnie wszystko było niezwykle spójne, nie zauważyłam żadnych większych nieścisłości, chociaż zastanawia mnie, czym napędzano te agregatory prądotwórcze, że działały kilkadziesiąt lat (bo przecież benzyny szłoby na to zbyt wiele). Ale nieważne. Jak ktoś ma jakiś pomysł na rozwiązanie mojego problemu, to niech pisze w komentarzu. W środku książki przysiadła też mocno akcja i pisarz zaczął przynudzać. Ciekawiej zrobiło się dopiero po złapaniu przez ludzi-czerwie, ale wtedy wysoki poziom utrzymał się już do samego końca.

Teraz wypadałoby trochę o wadach, a tu też jest o czym mówić. Przede wszystkim główny bohater: Artem. Taki trochę... plastikowy. O ile do pozostałych postaci nie mogę się przyczepić, są bardzo realistyczne, to on mnie irytował trochę. Chociażby jego wiek. Niby ma ponad dwadzieścia lat, a ja bym mu dała po zachowaniu jakieś piętnaście, szesnaście. A jeśli dodać do tego, że ludzie w trudnych warunkach szybciej dojrzewają, to... Cóż. Ogólnie jego rys psychologiczny był na bardzo niskim poziomie. Denerwowała mnie również pewna schematyczność fabuły. Jeden etap podróży - jeden towarzysz, które ratuje go z wszystkich opresji (gdy jeden ginie, zaraz pojawia się kolejny). Wydaje się, iż to szczegół, ale naprawdę przeszkadza.

Mocno rozbudowany jest wątek filozoficzny, co uznaję za wielki plus. Przemyślenia autora są miejscami bardzo nowatorskie i jednocześnie trafne. Na przykładzie poszczególnych sojuszy świetnie ukazał różnorodność tej zbierany ludzi, jaką jest metro, ale i cały świat. Pokazała również, iż tak naprawdę ludzi koniec świata niczego by pewnie nie nauczył (komuniści, faszyści, sekciarze, sataniści, anarchiści - dla wszystkich miejsce się znalazło). Ciekawe jest również jego podejście do technologii i dążenia ludzkości do samozniszczenia - apogeum tego widzimy w ostatnim rozdziale. Interesuje mnie również, jak autor doszedł do sposobu traktowania kobiet w niemal całym metrze. Nie jestem żadną feministką i nie potępiam go na wieki, ale ciekawi mnie jego tok myślenia.

Ogólnie książka była mocno nierówna. Ocena jest wysoka nie ze względu na samą fabułę i akcję, ale na pomysł i rozmach w tworzeniu świata przedstawionego. "Metro 2033" kojarzy mi się nieco z "Władcą Pierścieni" (niech nikt mnie ukrzyżuje za to stwierdzenie). Dzieło Tolkiena jest sto razy lepsze, ale oba w podobny sposób poruszyły wyobraźnię innych autorów. Przykładem jest seria "Universum Metro 2033". Polecam wszystkim, a szczególnie fanom literatury fantastycznej i filozoficznej.

Marre