piątek, 14 marca 2014

[15] Gennifer Albin - PRZĘDZA

Autor: Gennifer Albin
Tytuł: "Przędza"
Oryg. tytuł: "Crewel"
1. część serii (bo kontynuacja chyba będzie)
Wydawnictwo: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Tłumaczenie: Łukasz Małecki
I wydanie: 2012 (PL - 2013)
Stron: 389
Gatunek: dla młodzieży, science fiction, dystopia
Ocena: 3.5/10







Adelice Lewys wychowuje w świecie idealnym - całkowicie zaprojektowanym przez Gildię Arrasie. Dziewczyna właśnie kończy szesnaście lat. Zaraz zacznie umawiać się na spotkania narzeczeńskie, by wyjść za mąż przed osiemnastymi urodzinami, i otrzyma przydział do pracy (oby to było nauczycielstwo). Jednak Adelice od dzieciństwa ukrywa sekret: potrafi tkać Arras. Rodzice od najmłodszych lat uczą ją, jak się nie wyróżniać. Bo inaczej będzie musiała opuścić swój dom oraz rodzinę na zawsze i zamieszkać w Zakonie. Ale podczas obowiązkowego testu coś się dzieje. Palec Adelice ześlizguje się po materii świata. I już nie zdoła uciec...

Rozpoczynając lekturę "Przędzy" nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Po premierze "Igrzysk Śmierci", szczególnie filmu, dystopie dla nastolatków zaczęły ukazywać się na księgarnianych półkach jak grzyby po deszczu (coś podobnego było ze "Zmierzchem", tyle że u mnie już na starcie wygrywa dystopia, a nie romans paranormalny). Początek to była porażka. Mocno niedopracowane opisy rzeczywistości (drodzy autorzy, realia waszych książek tylko dla was są takie oczywiste!) i wszechogarniająca nuda. Wydawałoby się, że próba ucieczki Adelice i jej rodziny będzie trochę bardziej emocjonująca, ale niestety. Automatycznie przeskakiwałam opisy, a emocje były w śladowych ilościach. Niby na początku główna bohaterka była dłuższy czas na środkach uspokajających, ale odniosłam wrażenie, iż ich działanie nie osłabło do końca powieści (bo opisy szaleńczych i bezsensownych prób uratowania siostry się nie liczą). A cały czas powtarzam, że emocje są jednym z najważniejszych elementów książek dla młodzieży.

Jednakże później naprawdę mnie wciągnęło. Wszystko czytało się naprawdę szybko, a w drugiej połowie doszło sporo całkiem niezłych intryg. Ale i tak najlepsze były opisy Arrasu i pracy nad nim. No i ogólnie cała rzeczywistość. Wszystko jest niezwykle oryginalne jak na dzisiejsze czasy. Było to dobrze przemyślane, w przeciwieństwie do pozostałych elementów. Nie potrafię zbytnio chyba tego określić. Najlepiej odda to okładka, którą uważam za jedną z najlepszych w ostatnio przeczytanych przeze mnie książkach.

Teraz musimy przejść niestety do mniej przyjemnych kwestii, czyli postaci, nie tylko tych głównych. O Adelice nie wspomnę prawie nic. Kolejna tępa bohaterka powieści dla młodzieży, dodatkowo bardzo mało uczuciowa i sarkastyczna nawet wtedy, gdy grożą jej śmiercią siostry. Pozostali ukazani są jako wyjątkowo tępi. Erik i Jost nie posiadają nawet szczątkowych pozostałości charakteru, są tylko marionetkami w rękach Adelice i autorki. Maela i Cormac są wyjątkowo nijacy. Z początku uważałam, że ta pierwsza ma potencjał i być może okaże się tylko zmanipulowaną wrażliwą duszą, lecz na koniec zrobiono z niej jeszcze większą zdzirę. Nawet mi jej trochę żal. Cormac natomiast nieustannie kojarzył mi się z pedofilem (jak ktoś czytał, to chyba rozumie moje odczucia). Nie chodzi nawet o samo jego postępowanie (poślubienie Adelice? że what?), ale o sposób postępowania. Obleśniak. Nawet Loricel, którą bardzo polubiłam, pokazano na koniec jako skończonego tchórza. Oczywiście tylko Adelice rozumie, jaka jest prawda, i tylko ona ma rację.

Muszę poruszyć też kwestię polityki Gildii. Skąd się wzięła ta nienawiść od kobiet i homofobia?! Przecież to świat przyszłości, którego mieszkańcami są potomkowie obywateli tych państw, które postanowiły wnieść się ponad wojny prowadzone o władzę itp. i stworzyć nową rzeczywistość! Tymczasem kwestie szeroko rozumianej poprawności w najlepiej prosperujących krajach są obecnie tak ważne, że aż to chwilami absurd. Cała ta filozofia w "Przędzy" ma moim zdaniem tylko jeszcze bardziej uwiarygodnić pobudki, z jakich w następnych tomach dojdzie pewnie do obalenia Gildii.

Mam też jeszcze drobne zastrzeżenie co do tłumaczenia: nazwy nowych technologii po polsku są tragiczne, jeśli nie po prostu śmieszne. 

Książkę jednak czyta się zaskakująco szybko. Czcionka jest GIGANTYCZNA, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie literackiego sprintu. Ogólnie większość oceny stanowi pomysł, bo przez wzgląd na niego nie potrafiłam dać niższej noty. Po kontynuację może sięgnę (o ile pojawi się w bibliotece), ale tylko po to, by dowiedzieć się więcej o Arrasie. Powieść nie polecam 

Marre



Książka przeczytana w ramach wyzwania: