Jestem straszna. Dzień Książki, a ja nic dla was nie mam. Nawet nowej recenzji. Myślałam, że w święta nadrobię zaległości w czytaniu, a tu raczej nadrabiam zaległości w szeroko pojętym komputerze. Dzisiaj jednak wybieram się "na miasto" z przyjaciółką, więc mam pretekst do kupienia jakiegoś maluszka ;) Jak wrócę, to się pochwalę.
Chciałabym jednak wspomnieć o czymś innym, czyli przechodzimy do kolejnego odcinka Różnistości, poświęconego paranormal romance. Właściwie nic takiego nie planowałam, ale stało się - cóż. A co się stało? Wczoraj na grupie Blogi recenzenckie na Facebooku wybuchła zażarta dyskusja pod pytaniem jednej z czytelniczek o "polecenie jakichś dobrych paranormal romance". I tu rozgorzała kłótnia pomiędzy przeciwnikami, a, powiedzmy, ludźmi nawołującymi o "tolerancję" (w tym mnie). W czasie kłótni wynikło, że połowa właściwie nie wie dokładnie, co to ten paranormal romance jest. Miarka się przebrała gdy ktoś nazwał historię tolkienowskich Berena i Luthien PR (będziemy teraz używać takiego skrótu).
Teraz postaram się skonstruować własną, sensowną definicję tegoż gatunku:
Paranormal Romance (wersja spolszczona - romans paranormalny) - podgatunek urban fantasy, połączenie fantasy z romansem; najbardziej popularne wśród nastolatek, chociaż istnieje kilka tytułów skierowanych typowo do dorosłych czytelniczek; klasyczna wersja fabuły: przeciętna dziewczyna zakochuje się w zamkniętym w sobie lub buntowniczym, ale zawsze przystojnym chłopaku; on początkowo wzbrania się przed uczuciem, ale w końcu poddaje się; dziewczyna powoli odkrywa jego mroczne sekrety; często pojawia się potem drugi konkurent do jej serca, często z konkurującego gatunku (wampir-wilkołak, anioł-demon); ale ona w końcu wybiera tego pierwszego i są razem po wieki
No to byłoby z grubsza na tyle, jeśli chodzi o fabułę. Dodam jeszcze, że główny męski bohater może być praktycznie każdą istotą paranormalną (wampirem, wilkołakiem, aniołem, upadłym aniołem, demonem, elfem lub łowcą tegoż tałatajstwa) czy nawet kosmitą. Wszystko zależy jak zwykle od wyobraźni autorki, a z ta bywa... No właśnie. Przechodzimy teraz do drugiego punktu tych Różnistości, czyli do wartości PR.
Tutaj zaczynają się właśnie schody, czyli rozbieżności w opiniach i wszelkie zgrzyty. Chyba każdy wie, jakie zdanie mają o tym gatunku faceci i nie można się im dziwić. PR należy moim zdaniem traktować jak każdy inny romans. Autorkami też nie zostają zazwyczaj inne osobowości. A czytelniczki? Też te same. Tyle że to pierwsze wolą nastolatki, a to drugie dorosłe, bardziej tradycjonalne kobiety (chociaż znam wyjątki). A każda kobieta odpowie, że romanse czyta się, bo są lekkie i przyjemne (czyt. robią czasem sieczkę z mózgu). Nie można więc stawiać ich obok poważnych dział, bo to po prostu bez sensu, skoro ich cele są nieco odmienne. Mam nadzieję, że przekona to niektórych antyfanów jadących bezlitośnie po tym gatunku.
A co wy o tym sądzicie? Znacie jakieś naprawdę dobre PR?
Miłego Dnia Książki!
Marre
PS. Należy również pamiętać, że dzięki PR wiele nastolatek zaczęło czytać.
PS2. Inną sprawą są ekranizacje PR, których bronić nie zamierzam ;)
Spis moich recenzji PR: